-
‘Żywy towar’ wyładowano pospiesznie. Popędzani przez esesmanów przekroczyliśmy żelazną bramę jednej z największych katowni hitlerowskich na polskiej ziemi. Na zielonej murawie mogliśmy na moment wyprostować nogi i zaczerpnąć świeżego powietrza. W Forcie VII dane nam będzie zakosztować pierwszej kropli goryczy z kielicha poniżenia naszej godności osobistej, kapłańskiej i narodowej, z którego pić będziemy przez długie lata udręki obozowej. Zboczeni oprawcy hitlerowscy, tutaj chronieni grubym murem więziennym przed wzrokiem świata zewnętrznego, ukazali swe prawdziwe oblicza – bestii w ludzkich ciałach, ludzi, którzy niesprawiedliwie noszą to imię, bo w procesie swego moralnego rozkładu doszli tak daleko, że nie byli już zdolni do niczego prócz zbrodni. Przyszły mi na myśl słowa naszego wieszcza narodowego Zygmunta Krasińskiego, które pamiętałem z lat szkolnych:
O wy niscy, o wy ciemni
I okrutni, i nikczemni!
Wy, przywiędłe w nicość dusze
Bez ducha – Faryzeusze!
Wy kuszący piorun Boży
Aż was w prochu tu położy! […]
Wy bożyszcza – którym palą
Dym kadzidła – dzieci trwogi,
Ziemia waszym struta jadem,
Wyście tylko ziemi gadem,
choć się macie za jej Bogi[1].Okryci kurzem i zlani potem, zmordowani dwugodzinną jazdą zatłoczonym samochodem, z rozwichrzonymi włosami i w zmiętoszonych ubraniach nie stanowiliśmy sympatycznego widoku dla oka. U normalnie myślącego człowieka mógł on budzić jedynie współczucie, u łotrów budził wstręt, wzgardę i szyderstwo. Odczuwaliśmy to i widzieliśmy w każdym spojrzeniu, jakie hitlerowcy rzucali w naszą stronę. Jeszcze dziś mam przed oczyma obraz, który nigdy nie zatrze się w mojej pamięci. Oto mija nas wysoki wzrostem i rangą hitlerowiec. Do jego boku przyciska się sprzedajna bogdanka. Kochanka hitlerowca zadowoliła się tym, że rzuciła na nas obojętne, stępione namiętnością spojrzenie. Nazistowski oprawca jednak przez zaciśnięte zęby rzucił w naszą stronę pełne jadu i nienawiści obelżywe słowa: ‘Błoto taki naród, stworzony tylko na niewolników!’. Haniebne słowa wywołały w moim sercu żywioł zranionych uczuć narodowych. Gdyby ten nieszczęsny łajdak wiedział, jakim to błotem hańby obryzga jego naród obecny wódz Adolf Hitler! Pamięć tego arcyłotra wszechczasów poniżać będzie ludzkość w najdalsze pokolenia.
W pewnym momencie zbliżył się do nas inny hitlerowiec i krzyknął:
– Śpiewać!
Nastała cisza.
– Śpiewać! – ryknął jeszcze raz.
– Po polsku? – zapytaliśmy.
– Obojętnie – rzekł gestapowiec.
Na ustach naszych nie mogła wtedy pojawić się inna pieśń, jak ta ulubiona pieśń maryjna, która poprzez wieki krzepiła polskie serca – Serdeczna Matko. Dobyliśmy wszystkich sił, aby melodia i słowa tej pieśni dotarły do wszystkich uciemiężonych: ‘Serdeczna Matko, Opiekunko ludzi, niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi, wygnańcy Ewy do Ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy…’
Zdając sobie sprawę, że melodia tej pieśni maryjnej jest jednocześnie melodią naszego religijnego hymnu narodowego Boże coś Polskę, śpiewaliśmy z wielkim przejęciem i mocą. Echo tej pieśni, którą zna każde dziecko polskie, niosło się teraz daleko po wszystkich zakątkach i bunkrach Fortu VII, tej krwawej katowni dla Polaków. W zakratowanych okienkach cel więziennych ukazały się ogolone głowy. Więźniowie słuchali znanej pieśni religijnej z najwyższym zdumieniem. Czyżby tu, do tej mordowni przybyła procesja? (Zbliżało się właśnie święto Bożego Ciała). Czy nadchodzi wyzwolenie? O ponurej rzeczywistości przypomniał nam i więźniom ryk esesmana: ‘Przestać!’ Śpiew ustał. Rozkazano nam następnie ustawić się w dwuszeregu. Padła komenda ‘Naprzód’. Wprowadzono nas do obszernego bunkra, z którego wąskie żelazne schody prowadziły do głębokiego lochu. W pewnym momencie hitlerowskim zbirom podpadła wyniosła postać mojego serdecznego przyjaciela ks. Witolda. Jego czarny strój duchowny, a zwłaszcza kapelusz na głowie (cylinder), wywołał szydercze śmiechy i huragan wściekłości u nazistowskich łajdaków. Nagle ciężka łapa jednego z hitlerowskich zbirów spadła na głowę ks. Witolda, deformując jego kapelusz. Zbir bluzgał przy tym słowami:
– Widzę czarno dla ciebie i dla twego kapelusza.
Ks. Witold ze spokojem i godnością przyjął ten akt upokorzenia i zelżywości.
Po zejściu do lochu, stojąc po kostki w wodzie, zostaliśmy poddani ścisłej rewizji osobistej. Ograbiono nas ze wszystkiego, co stanowiło jakąkolwiek wartość. Korzystając z tłoku, zdołałem jeszcze zniszczyć tekst przepowiedni Wernyhory, zaczynającej się od słów: ‘W dwa lat dziesiątki nastąpią te pory, gdy ogień z nieba wytryśnie, spełnią się wtedy pieśni Wernyhory, świat cały krwią się zachłyśnie’[2].
[1] Fragment utworu Z. Krasińskiego Przedświt, poematu mesjanistycznego powstałego w latach 1841-1843.
[2] Słowa nieznanego autora tzw. przepowiedni z Tęgoborzy.
Więcej
Zygmunt Lipke (1901-1941)
Powrót do kroniki