-
W (…) niedzielę rano rozdzielono pocztę. Ja również dostałem list z domu. Była to dla mnie pierwsza po aresztowaniu wiadomość od najbliższych. Długi list, skontrolowany przez cenzurę, wyglądał jak sitko lub wycinanka dziecięca. Większość wiadomości z niego wykrojono. Po południu rozdano na blokach blankiety z nadrukiem zawierającym informacje dla rodzin, jak i kiedy mogą pisać do obozu. Szrajberzy ostrzegali, że możemy wpisać jedynie podaną po niemiecku formułkę: ‘List dostałem, jestem zdrów i dobrze mi się powodzi, pozdrawiam was’. Pod karą pobicia i zabronienia pisania następnych listów do domu nie wolno było pisać nic innego, a zwłaszcza podawać jakichś informacji o obozie i o sobie.
Byłem zrozpaczony. Tak wiele miałem do napisania. Od miesiąca czekałem na tę chwilę. Liczyłem dni i godziny, by napisać do najbliższych choć parę słów. Czułem, że jestem coraz słabszy i liczyłem się z tym, że w każdej chwili mogę stracić życie. Chciałem bardzo skontaktować się z matką, z rodziną. Przede mną leżała wycinanka jak łamigłówka. Starałem się odgadnąć, co było treścią listu. Wnioskowałem, że wszyscy są zdrowi, że martwią się o mnie, robią starania, wysyłają paczki żywnościowe i ciepłą odzież. Czarne myśli biegały mi po głowie. Czy wiedzą, w jakim stanie dostałem ich list? Czy uwierzą w napisaną przed chwilą formułkę? Czy domyślą się, że wolno mi napisać tylko kilka zdań, bez względu na to, jak się czuję i co chciałbym im napisać? A mdlejące ręce kreśliły niezgrabnie słowa: Ich bin gesund [(niem.) jestem zdrów] …
Od wielu dni dogorywałem i nie miałem nadziei powrotu do żywych. Może jutro wybiorą mnie do gazu lub wyślą transportem inwalidzkim na stracenie? ‘Dobrze mi się powodzi…’ (Głód skręca kiszki, a od chwili aresztowania nie wiem, co znaczy być sytym. Ciało pobite pejczami esesmanów i pałkami kapów ropieje, odpada od kości.) ‘Jestem zdrów’ (O Matko, piszę ci te obłudne słowa, bo nic innego napisać nie mogę. Ale ty wyczujesz swoją intuicją, że umieram. Zresztą nie! Bądź nadal nieświadoma mojej doli i łudź się, że mnie jeszcze zobaczysz. Łudź się, że paczki, które wysyłasz, dochodzą do mych rąk i ratują od głodu. Być może, że prędzej niż ten list z wiadomością o mym dobrym zdrowiu, ja sam jako pył z komina krematoryjnego przelecę nad zielonymi łąkami i osiądę na dachu twego domu. Będę przy tobie, w twych snach i marzeniach. Osłodzę moment, w którym otrzymasz urzędową wiadomość o mojej śmierci).
-
Zdzisław Wróblewski
List z obozu
Jakiż gorzki ten przypływ wzruszeń, list od ciebie, pierwszy mój list. Za oknami śnieg miękko prószy, mogliśmy na spacer wyjść. Przecież piszesz: Białe są pola, wiatru ślady tropią wśród miedz. I śnieg pierwszy, który spadł wczoraj do twych okien przyniósł mój wiersz. To dlatego jest tak spokojnie jakbym wrócić za chwilę miał. Lecz nie wracam. Drogami wojny brną gdzieś wojska u brzegów dnia. Cóż ja Mario Tobie napiszę, jak opowiem ci trudny los? Nie zrozumiesz i nie usłyszysz, śnieg przygłuszy mój schrypły głos. Obozowe listy jednakie, w kilku słowach ból, śmierć i głód. Jak je dojrzysz w tych kilku znakach? Ich bin gesund. Es geht mir gut. (pol. Jestem zdrowy. Czuję się dobrze.) Okrwawioną skreślone ręką nic nie zdradzą. I lepiej tak. Przecież serce by w tobie pękło gdybyś mogła widzieć mą twarz. Słuchaj śniegu. On też nic nie wie, nic nie zdradzi, nie powie nic. Tutaj trzeba jątrzącym cierniem w własnym bólu uparcie tkwić. Tutaj trzeba wysoko głowę nieść, czekając na nagłą śmierć. Nie powiedzą listy lagrowe z jakich dymów rośnie mój wiersz. Gdybym pieśnią umiał wybuchnąć, wyśpiewałbym ogień i krew. Ale widzisz, nogi mi puchną, muzułmańska śmierć szuka mnie. W Kastenhofen, na apelplacu nawet teraz tu przy mnie tkwi. Szuka serca kościstą łapą, pokazuje esmański kij. Wybacz, miła. Prawie nie wierzę, abym wrócić do ciebie mógł? Piszę w wszawym barłogu leżąc Ich bin gesund. Es geht mir gut.
Więcej
Zygmunt Lipke (1901-1941)
Powrót do kroniki